Święta uniżenia
Autor: Bogusław Jasiewicz
Flp 2:5 – 85Niech będzie w was takie nastawienie umysłu, jakie też było w Chrystusie Jezusie;
6Który, będąc w postaci Boga, nie uważał bycia równym Bogu za grabież;
7Lecz ogołocił samego siebie, przyjmując postać sługi i stając się podobny do ludzi;
8A z postawy uznany za człowieka, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej
Carmen Christi – Pieśń Chrystusa, to jeden z najwspanialszych hymnów, o wcieleniu. To zaiste pierwsza kolęda, którą mógł śpiewać cały kościół chrystusowy, ze względu na jej obecność w Biblii. Niezależnie od tego, czy jest to poemat autorstwa apostoła Pawła czy też apostoł Paweł zacytował utwór, którego autorem był ktoś inny, to wolą Ducha Świętego było, aby te słowa znalazły się w Piśmie, jako theopneustos czyli takie, których Bóg jest autorem. Choć tradycyjnie w czasie świąt Bożego Narodzenia rozważane są inne biblijne teksty, które bezpośrednio traktują o narodzeniu Pana, to czas ten jest doskonałą okazją, by bliżej przyjrzeć się znaczeniu tego niesamowitego biblijnego fragmentu, który całą naszą uwagę kieruje na Chrystusa. Ten sam Paweł, który zapisał w Liście do Filipian słowa tego wspaniałego chrystologicznego hymnu, w Liście do Efezjan modlił się, by wierzący poznali „miłość Chrystusa, która przewyższa wszelkie poznanie” (Ef 3:19).
Podstawą naszej nadziei jest fakt, że wszechmogący Bóg i Stwórca wszystkiego, postanowił okazać miłość wydając swego jedynego Syna (Ew. Jana 3:16) Wydanie Syna obejmuje całą historię zbawczą sprzed dwóch tysięcy lat, od narodzenia, po grób, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Kiedy przyjrzymy się bliżej temu fragmentowi Pisma zobaczymy jak bardzo ukazuje on nam istotę miłości, którą Bóg objawił w Chrystusie. Oto Ojciec postanowił okazać miłość światu (W ten sposób Bóg okazał miłość światu…) dając Swego Syna. Jedyny Syn Ojca, stał się darem dla świata, „bożonarodzeniowym” prezentem dla Swego ludu. Niewyobrażalna miłość Boga, okazana w najwyższej możliwej ofierze, życia Jego Syna, wstrząsnęła posadami świata.
W Carmen Christi, Paweł skupia się na miłości Boga wskazując, że ta miłość nie była tylko po stronie Ojca, ale też i Syna. Jan napisał, że to Ojciec dał swego Syna, a Paweł, w tym samym natchnionym przez tego samego Boga Piśmie dodał, że Jezus sam ogołocił siebie. Ewangelista Jan odnotowuje takie słowa Jezusa: Ew. Jana 10:17 – 18
17Dlatego Ojciec mnie miłuje, bo ja oddaję swoje życie, aby je znowu wziąć.18Nikt mi go nie odbiera, ale ja oddaję je sam z siebie. Mam moc je oddać i mam moc znowu je wziąć. Ten nakaz otrzymałem od mego Ojca.
Pismo Święte, które jest objawieniem Boga, wskazuje na Ojca i Syna działających w całkowitej jedności: Ojciec wydaje swego Syna, a Syn wydaje samego siebie w sposób wolny, bez przymusu ze strony Ojca. Objawiona nam została doskonała jedność działania Ojca i Syna.
Paweł pisząc o miłości Boga wskazuje na Jezusa i zauważa, że nastawieniem umysłu Jezusa było uniżenie i posłuszeństwo, choć On sam był równy Ojcu. Mówi o tym w wersecie 6:
ὃς ἐν μορφῇ θεοῦ ὑπάρχων
który w postaci Boga istniejąc
Słowo μορφῇ (morfe), tłumaczone jako postać, oznacza formę przez jaką ktoś jest rozpoznawany, że przynależy do konkretnej kategorii. To greckie słowo zawiera w sobie te wszystkie cechy, po których rozpoznajemy, że ktoś jest człowiekiem, że kamień jest kamieniem, zaś choinka choinką, a Bóg Bogiem. Zatem kiedy Paweł pisze o tym, że Chrystus istnieje ἐν μορφῇ θεοῦ (en morfe Theou) to chce przez to powiedzieć, że Chrystus w swoim odwiecznym istnieniu odznaczał się cechami, które charakteryzują Boga i po których jest rozpoznawalny jako Bóg, gdyż Bóg ma cechy, po których możemy rozpoznać, że jest Bogiem, a nie na przykład człowiekiem. Kontynuując Apostoł napisał, że Chrystus od zawsze istniejący jako Bóg nie uważał, że to, iż jest równy Bogu jest okradaniem Boga:
οὐχ ἁρπαγμὸν ἡγήσατο τὸ εἶναι ἴσα θεῷ
nie za grabież uważał być równym Bogu
Zatem to, że Jezus w swojej Boskości był równy Ojcu, nie odbierało Ojcu należnej mu chwały. Przez to, że Syn jest Bogiem, nie czyni Ojca mniej Bogiem. Ojciec nie musiał części swojej Boskości przekazać Synowi, aby Syn był Bogiem. W żaden sposób, to, że Syn jest odwiecznym Bogiem, nie miało wpływu na umniejszenie boskości Ojca. Boskość Jezusa nie pozbawiała Ojca nawet najmniejszego ułamka jego Boskości. Jezus nie był Bogiem, ponieważ Ojciec podzielił się z nim swoją Boskością, ani nie okradał Ojca z Jego Boskości. Jezus jest Bogiem, równym Ojcu, co w niczym nie umniejsza chwały Ojca i Jego Boskości. Tą prawdę przekazuje nam w tym fragmencie apostoł Paweł.
Chrystus mając świadomość swego istnienia jako Boga, bycia równym Ojcu, wykazał się posłuszeństwem i uniżeniem wobec Ojca, jak o tym mówi Ps 40: Wtedy powiedziałem: Oto przychodzę, na początku księgi jest napisane o mnie; Pragnę czynić twoją wolę, mój Boże, a twoje prawo jest w moim wnętrzu (Ps 40:7 – 8) Okazując więc uniżenie i posłuszeństwo ogołocił samego siebie – ἑαυτὸν ἐκένωσεν – dosłownie opróżnił samego siebie. W jaki sposób, równy Ojcu Syn, Bóg przedwieczny, mógł opróżnić samego siebie? Z pomocą przychodzi tu imiesłów λαβών (labon) przyjmując. Zatem chcąc okazać uniżenie i posłuszeństwo wobec Ojca, któremu w Bóstwie był równy, opróżnił samego siebie przyjmując. Co takiego można przyjąć, aby siebie opróżnić? Czy ktoś jest w stanie coś przyjąć, jednocześnie pozbawiając się czegoś? Oczywiście, że nie. Za każdym razem gdy coś przyjmujemy, dodajemy do tego co mamy, a nie odejmujemy. Kiedy coś dostajemy nie możemy powiedzieć, że ogołociliśmy się z czegoś. Jak więc Chrystus mógł ogołocić czyli opróżnić siebie jednocześnie coś przyjmująć? Odpowiedź na to pytanie stanowi to, co Chrystus przyjął, a tekst Pisma uczy nas, że przyjął μορφή δούλου (morfe doulou) czyli postać sługi.
Ponownie mamy do czynienia z tym samym rzeczownikiem morfe, z którym mieliśmy do czynienia w wersecie 6 czyli wyrazem, który opisuje cechy, po których można rozpoznać przynależność kogoś lub czegoś do jakiejś kategorii. W przypadku Jezusa czytaliśmy, że zawsze istniał w postaci Boga – morfe Theou, a teraz przyjął morfe doulou – postać niewolnika. Zatem odwiecznie istniejący w postaci Boga Syn, w pewnym momencie przyjął postać sługi. Istnienie w postaci Boga jest odwieczne, jest przynależne i stanowi cechę Syna, zaś postać sługi nie jest odwieczną cechą Syna, przyjęcie tej postaci jest określone czasem. Innymi słowy, Jezus wiecznie ma postać Boga, zaś postać sługi przyjmuje w pewnym momencie historii. Paweł też natychmiast identyfikuje czym jest morfe doulou w wersecie 8 i jest to człowieczeństwo: …a z postawy uznany za człowieka. Słowo tłumaczone jako postawa to grecki wyraz σχῆμα oznacza to co oddziałuje na zmysły. Zatem po przyjęciu morfe doulou, poznanie Jezusa jest możliwe przez zmysły wzroku, słuchu czy powonienia. To poznanie zmysłowe prowadzi do rozpoznania w Nim człowieka. Zatem przyjęcie morfe doulou – postaci niewolnika oznaczało, że każdy kto widział Chrystusa, widział i rozpoznawał człowieka.
Na czym zatem polega opróżnienie przez przyjęcie? Jezus istniejący odwiecznie w postaci Boga, istnieje w absolutnej pełni samego siebie. Jak wskazywał Anzelm z Canterbury, już sama nazwa Bóg mówi nam, że nie ma nic więcej ponad to i nie może być więcej ponad to. Chrystus jako Bóg jest istotą doskonałą w każdym absolutnie wymiarze, tak bardzo, że dołożenie czegokolwiek do Jego Boskiej natury oznacza ogołocenie się, uniżenie, poddanie się. Nie oznacza to, że Jezus stał się przez to „gorszym” lub mniejszym Bogiem. Przyjęcie człowieczeństwa nie zabrało niczego z Jego boskości, Jezus nie przestał być doskonałym Bogiem, ale w osobie Jezusa nastąpiło uniżenie, przez to, że stał się człowiekiem.
Jakże niewyobrażalnie wielka musi być miłość Chrystusa do Jego Ojca i jednocześnie do tych, których Ojciec wybrał i dał Synowi, że będąc prawdziwym Bogiem, mając niewyobrażalnie najwyższą chwałę, uniżył samego siebie, opróżnił samego siebie przyjmując człowieczeństwo. Chrystus odwieczny Bóg, otoczony chwałą, nie uznał uniżenia się za poniżające dla Jego boskiej pozycji, ale dobrowolnie, w posłuszeństwie Ojcu i w miłości, stał się jednym z nas. Jakże wielki to dla nas powód do radości, wdzięczności, a jednocześnie do absolutnej pokory oraz spojrzenia na samych siebie jako na całkowicie bezwartościowych, nie zasługujących na nic. To jest niesamowita tajemnica miłości Boga okazana w Jego Synu, że Ojciec z miłości do zbuntowanych grzeszników, wydał Swego Syna, a Syn dobrowolnie się uniżył i ogołocił stając się jednym z nas, nie na chwilę, nie na jakiś czas, a na zawsze.
Kiedy więc zasiadamy przy stole, aby świętować Boże Narodzenie, pamiętajmy i dziękujmy za tą przeogromną miłość Boga, którą od początku nas otoczył.
Hbr 2:14 – 1614Ponieważ zaś dzieci są uczestnikami ciała i krwi, i on także stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła;
15I aby wyzwolić tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe życie podlegali niewoli.
16Bo zaprawdę nie przyjął natury aniołów, ale potomstwo Abrahama.
